Pędzle i szpachelki zamknięte w ciemnym schowku. Farby uwięzione w brudnych tubkach zapomniały już zapach powietrza. Samotne kolory stęsknione towarzystwa. Wyczekują aż ktoś je uwolni, żeby na palecie mogły spotkać inne barwy tworząc razem różnorodne, dźwięczne odcienie. Tak sobie wyobrażam moją przerwę w malowaniu obrazów. Na szczęście jeden telefon uwolnił na nowo moje malarstwo olejne.
Przygoda znaleziona pocztą pantoflową – obrazy na zlecenie
Zadzwoniła do mnie znajoma z pytaniem, czy mogę namalować obrazy na zmówienie dla jej kolegi z pracy. Kolega był już poważnie przygotowany do tego przedsięwzięcia, bowiem samodzielnie zrobił 4 duże podobrazia o wymiarach 160 x 100 cm. Widział jedynie, że mają to być obrazy olejne malowane szpachelką a im grubsza warstwa farby tym lepiej. Odwiedził mnie i zapoznał z dotychczasową twórczością malarską – podobnie jak farby – zamkniętą w schowku. Zobaczył prace z różnych okresów i w przeróżnych technikach. Ostatecznie zaufał mi i powierzył płótna w moje ręce.
Abstrakcyjne przełomy
Po chwili rozmowy ustaliliśmy, żeby rozegrać te płótna różnorodnymi klimatami kolorystycznymi – niekoniecznie w sposób przedstawiający. Abstrakcja mile widziana. Padł temat: „cztery pory roku”, ale „pomiędzy”. Chodziło o kolorystyczne oddanie charakteru przełomów poszczególnych pór roku: jesień/zima, zima/wiosna, wiosna/lato, lato/jesień.
Obraz do wnętrza: cztery ściany, cztery obrazy
Zleceniodawca chciał powiesić obrazy w dużej jadalni. Każdy z nich miał do swojej dyspozycji jedną ścianę. Odważne posunięcie, ale jak się okazuje – w tym wnętrzu właśnie te płótna miały grać pierwsze skrzypce. Przestrzeń po prostu czekała na nie. Tym lepiej mi się nad nimi pracowało wiedząc, że jest przygotowane dla nich miejsce. Zatem wnętrze jadalni miało stać się miejscem konsumpcji sztuki… (Przeczytaj także: Obraz do wnętrza czy wnętrze do obrazu?)
Współpraca fotografii i malarstwa
Przyszły Właściciel obrazów pasjonuje się fotografią, a jego twórczość była znakomitą inspiracją dla kompozycji zamówionych płócien. Zobaczyłam internetową galerię jego zdjęć i byłam pod dużym wrażeniem. Jego obrazy „malowane” aparatem fotograficznym przedstawiały głównie naturę. Znalazłam kilka fotografii, które gdzieś zadźwięczały we mnie. Myślę, że przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy spędzałam wakacje w górach świętokrzyskich. Zawsze fascynowały mnie te płaskie, malownicze wzniesienia. Kolorowe, falujące pasy – to było to. Ostateczna idea zakładała także, że po ułożeniu płócien obok siebie miękkie linie budujące kompozycje łączą się z sąsiednimi obrazami. Zapętlony cykl roczny w dużej różnorodności kolorystycznej charakterystycznej dla naszego klimatu. Praca nad tymi obrazami zajęła mi dokładnie rok, czyli: „cztery pory roku”. Szczęśliwie mogłam je malować w rytmie natury – spójnie z tym, co było widać za oknem.